Kazimierz Górski – trener stulecia
2 marca przypada setna rocznica urodzin Kazimierza Górskiego. Ma życiorys, który kibice znają niemal na pamięć. Skupmy się więc na tym, co go łączyło z Warszawą, w której spędził ponad sześćdziesiąt z 85-ciu lat swego życia. Mało jest osób związanych z Legią tak bardzo, jak Górski. Tutaj grał, trenował,…
2 marca przypada setna rocznica urodzin Kazimierza Górskiego. Ma życiorys, który kibice znają niemal na pamięć. Skupmy się więc na tym, co go łączyło z Warszawą, w której spędził ponad sześćdziesiąt z 85-ciu lat swego życia.
Mało jest osób związanych z Legią tak bardzo, jak Górski. Tutaj grał, trenował, w różnych miejscach blisko stadionu mieszkał. Tutaj, obok kortów i Kanału Piaseczyńskiego poznał żonę, warszawiankę pannę Mariannę, która po latach stanie się najważniejszą kobietą w polskim futbolu. Pan Kazimierz mawiał, że nie Deyna, Gadocha ani Lato byli jego odkryciami, ale „Marysia”.
Do roku 1944 mieszkał w rodzinnym Lwowie. Kiedy ruszyła radziecka ofensywa wstąpił na ochotnika do Wojska Polskiego. Znalazł się w I zapasowym pułku piechoty, a z nim przez Majdanek i Lublin trafił do Warszawy. Armia poszła na zachód, a on tu został na zawsze.
Legia nie istniała, stadion nosił ślady walk jak cała Warszawa. Wszystko trzeba było zaczynać od nowa. Górski miał dopiero 24 lata, a już pierwszy raz w życiu stał się selekcjonerem. Ponieważ cieszył się opinią jednego z najlepszych lwowskich graczy okresu okupacji sowieckiej i niemieckiej, powierzono mu zadanie wyszukiwanie zdolnych graczy wśród żołnierzy.
W jednostkach wojskowych przy Szwoleżerów, Podchorążych, 29 Listopada i na Łazienkowskiej robił przez wiele tygodni sprawdziany dla kilkuset poborowych. Kto się nadawał do gry, stawał się członkiem I Wojskowego Klubu Sportowego Warszawa, który przeistoczył się w Legię.
Górski grał w ataku Legii przez prawie dziewięć lat, z czego pięć w I lidze. Był łącznikiem, rzadziej środkowym w dawnym systemie gry pięcioma napastnikami. Strzelał sporo bramek. W lidze uzbierał aż 34 w 81 meczach. Już nie mówiono na niego, jak we Lwowie – „Sarenka”, ale powtarzano, że „Górski jest szybki, ambitny, pomysłowy, tylko miękki”.
Gole zdobywał niemal w każdym meczu. Kiedy w maju 1948 roku wbił na Łazienkowskiej trzy Ruchowi Chorzów, a następnie strzelał w trzech kolejnych spotkaniach, Zygmunt Alfus i Wacław Kuchar powołali go do reprezentacji Polski na mecz z Danią.
Paradoks historii polega na tym, że najwybitniejszy polski trener wystąpił w meczu, który przeszedł do historii jako jeden z najbardziej nieudanych. W Kopenhadze przegraliśmy aż 0:8, nieprzyzwyczajeni do innego niż w Polsce ustawienia zawodników i nieprzygotowani do twardej walki. Górski, preferujący styl techniczny, niemal dosłownie odbijał się od potężnych duńskich obrońców i w 34. minucie został zmieniony. Do tej chwili Dania prowadziła 1:0, co jest dla Górskiego marnym pocieszeniem. Później do reprezentacji już żaden trener go nie powołał.
Kiedy w roku 1953 kończył karierę miał dopiero 32 lata. Wcześniej doznał dość poważnej kontuzji, która przyśpieszyła decyzję o zejściu z boiska. Z piłkarza, przez kilka sezonów kapitana Legii, stawał się trenerem. W tym samym roku, po kilku miesiącach kursu w Krakowie otrzymał tytuł trenera II klasy. Kiedy kilka miesięcy później trenerem Legii został Węgier Janos Steiner (z którym w roku 1955 pierwszy raz zdobyła tytuł mistrzowski), pan Kazimierz pełnił obowiązki jego asystenta. Ale początki w tej roli miał jeszcze za czasów Wacława Kuchara, swojego idola ze Lwowa.
W roku 1954 Górski miał 33 lata, a już pracował w PZPN, został najmłodszym członkiem Rady Trenerów, delegowano go jako obserwatora na słynny mecz Węgry – Anglia 7:1 w Budapeszcie. W 1958 oglądał w Szwecji mistrzostwa świata, na których narodził się Pele i brazylijski system gry 4-2-4, powielany od tej pory na całym świecie.
Pierwszy raz trenerem Legii został w roku 1959. Odszedł wówczas Ryszard Koncewicz, przeciągały się rozmowy w sprawie sprowadzenia z Partizana Belgrad jego następcy i klub poprosił PZPN o tymczasową pomoc. W ten sposób Górski, który był pracownikiem związku, wiosnę 1959 roku spędził na Łazienkowskiej.
Wrócił tam na lata 1960 – 62. Legia miała bardzo dobry zespół, aż sześciu jej zawodników znalazło się w kadrze olimpijskiej na igrzyska w Rzymie (Lucjan Brychczy, Edmund Zientara, Marceli Strzykalski, Zygmunt Gadecki, Jerzy Woźniak i Henryk Grzybowski). W lidze grała jednak w kratkę, na koniec sezonu zajęła drugie miejsce, za Ruchem. W 1961 roku trzecie, a w następnym piąte i Górski zrezygnował.
Nie pozostawił jednak po sobie spalonej ziemi. Wprowadził do zespołu wielu młodych graczy i chyba palec Boży sprawił, że kilku z nich zostało po latach trenerami kadry narodowej. To Jacek Gmoch, Antoni Piechniczek, Henryk Apostel i Bernard Blaut. Do trzeciego spotkania Kazimierza Górskiego z Legią doszło w roku 1981, a więc prawie dwadzieścia lat od poprzedniego zatrudnienia w klubie. Miał już 61 lat więc wziął do pomocy Leszka Ćmikiewicza i Jana Pieszkę. Od listopada 1981 roku do maja 1982 ten tercet prowadził Legię w siedemnastu meczach bez porażki z rzędu.
Przyzwyczailiśmy się do tego, że wiele wydarzeń związanych z Górskim można nazwać historycznymi. Był trenerem Legii w jej pierwszym meczu na Łazienkowskiej przy świetle elektrycznym (pucharowy z Aarhus GF, 5 października 1960 roku). Jego praca przypadła na okres stanu wojennego. Objął Legię latem 1981 roku, w czasie „festiwalu Solidarności”. Pracował do końca rundy jesiennej 1982, kiedy zastąpił go Jerzy Kopa. Prowadził drużynę przeciw Valerengen i Lausanne w Pucharze UEFA. Kolejny, ćwierćfinałowy mecz z Dynamo Tbilisi odbywał się cztery miesiące po wprowadzeniu stanu wojennego. Na stadionie zebrało się ok. 25 tysięcy ludzi, chociaż za bilety zapłaciło ok. dziesięciu tysięcy. Pozostali to żołnierze, których wcześniej rozsadzono na trybunach tak, żeby utworzyli wielkie krzyże. Dopiero między ich ramiona wpuszczano zwykłych kibiców, aby mieć nad nimi kontrolę.
Ale w stolicy Kazimierz Górski nie pracował wyłącznie z Legią. Rok 1954 spędził w Marymoncie i wprowadził go do II ligi, co było największym osiągnięciem w dziejach klubu. W latach 1964-66 prowadził Gwardię. To wtedy dwa jedyne mecze w ekstraklasie rozegrał Andrzej Strejlau.
Jako piłkarz, trener i działacz Kazimierz Górski zwiedził bodaj wszystkie boiska Warszawy i Mazowsza. Jak nie oficjalnie, to jako „pan Kazimierz”. Bo kiedy go zapraszano – to nie odmawiał.
Stefan Szczepłek