Jarosław Vejvoda – trener pomników
101 lat temu, 1 lipca 1920 roku urodził się Jarosław Vejvoda. A 1 lipca 1966 roku, w swoje 46. urodziny rozpoczął pracę trenera Legii. – „Miałem trzech trenerów, którzy nauczyli mnie grać i mieli wpływ na moje życie: pierwszym był w Starogardzie Henryk Piotrowski, drugim w Legii Jaroslav Vejvoda, a…
101 lat temu, 1 lipca 1920 roku urodził się Jarosław Vejvoda. A 1 lipca 1966 roku, w swoje 46. urodziny rozpoczął pracę trenera Legii.
– „Miałem trzech trenerów, którzy nauczyli mnie grać i mieli wpływ na moje życie: pierwszym był w Starogardzie Henryk Piotrowski, drugim w Legii Jaroslav Vejvoda, a trzecim Kazimierz Górski” – te słowa Kazimierza Deyny mówią wszystko o czeskim trenerze i jego roli w zbudowaniu wielkiej Legii przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.
Vejvoda urodził się w Pradze, grał w Sparcie, Slavii i w Ostrawie, wystąpił nawet raz w reprezentacji Czechosłowacji, ale karierę zrobił jako trener przede wszystkim Dukli Praga i Legii. W Dukli pracował w sumie osiemnaście lat, w czasie których zdobył siedmiokrotnie tytuł mistrza Czechosłowacji.
Zostawiał ten klub tylko dla Legii. Pierwszy raz trafił tu przypadkiem. Wiosną 1966 roku z oficjalną wizytą przyleciał do Warszawy minister obrony Czechosłowacji generał Bohumir Lomsky. Podczas spotkania przy armeńskim koniaku w gabinecie prezesa Legii generała Zygmunta Huszczy na pierwszym piętrze stadionu WP spytano gościa, czy nie ma w Pradze jakiegoś dobrego trenera.
Vejvoda właśnie rozstawał się z Duklą i mógł zamienić ją na Legię. Dukla, podobnie jak Legia była klubem wojskowym, potęgą w swoim kraju. W dodatku okres był szczególny. Trzej wychowankowie Vejvody: Josef Masopust, Ladislav Novak i Svatopluk Pluskal tworzyli trzon reprezentacji Czechosłowacji, która w roku 1962 została wicemistrzem świata. Przegrała tylko z Brazylią. Masopust został po tym wyczynie laureatem „Złotej Piłki” dla najlepszego futbolisty Europy. Nim Vejvoda przybył do Polski, w latach 1961, 1962, 1963 i 1964 zdobywał z Duklą tytuł mistrza Czechosłowacji. Potem Dukla grała słabiej i dlatego trener z niej odszedł.
Można więc powiedzieć, że Vejvoda spadł Legii z nieba. W dodatku okazało się, że ma szczęście. Półtora miesiąca po rozpoczęciu pracy przy Łazienkowskiej Legia wywalczyła Puchar Polski, pokonując w finale swojego głównego konkurenta w lidze Górnika Zabrze 2:1. Bernard Blaut strzelił zwycięskiego gola w ostatniej minucie dogrywki.
Wraz z przyjściem Vejvody zaczęła się przebudowa Legii. Powoli odchodziły jej zaawansowane wiekiem legendy: Jerzy Woźniak, Henryk Grzybowski, Horst Mahseli, po kontuzji odniesionej latem 1968 roku karierę zakończył Jacek Gmoch, rok później Legię opuścił Henryk Apostel.
Pojawili się natomiast dwaj zawodnicy, którzy przez lata tworzyć będą historię nie tylko Legii ale całej polskiej piłki. To Kazimierz Deyna i Robert Gadocha, debiutujący na Łazienkowskiej w odstępie tygodnia, w listopadzie 1966 roku. Jeszcze jedna decyzja Vejvody znacząco wpłynęła na grę. Czech przekonał 32-letniego Lucjana Brychczego, że jeszcze nie pora kończyć karierę, że jest potrzebny drużynie i powinien zaopiekować się Deyną, który w chwili przyjścia do Legii nie miał jeszcze dwudziestu lat.
Tak też się stało. W ciągu trzech lat Vejvoda doprowadził Legię do pierwszego od roku 1956 tytułu mistrza Polski, a jego pracę kontynuował Edmund Zientara. Przez dwa sezony: 1970-71 mistrzowie Polski należeli do ścisłej czołówki europejskiej. W sezonie 1969/70 dotarli do półfinału, a rok później do ćwierćfinału Pucharu Mistrzów (w obydwu przypadkach już z Zientarą).
Jaroslav Vejvoda był cichym, spokojnym człowiekiem, który nigdy nie podnosił głosu. Miał coś ujmującego w twarzy, jakby zawsze się uśmiechał. Był jednak bezwzględny, nie lubił kiedy ktoś wtrąca się do jego pracy i wymagał od zawodników wykonywania poleceń. Ale i oni bardzo go lubili i szanowali. Kiedy przed jednym z meczów do szatni Legii wszedł ważny generał z wytycznymi dla trenera kto ma grać i jak, Vejvoda otworzył mu drzwi, mówiąc: – „Jak wybuchnie wojna, to pan będzie dowodził. Na razie ja tu rządzę”. I generał się zmył.
Nazywano go „Pepikiem”, „Jardą”, „Napoleonem” (miał 170 cm wzrostu) lub „Basinkiem” (wprowadził dla piłkarzy zajęcia na basenie). Mieszkał w „generalskim” bloku przy Puławskiej, obok kina Moskwa. Po drugiej stronie ulicy znajdowały się okna mieszkania Melchiora Wańkowicza.
Vejvoda uważał Kazimierza Deynę za najlepszego piłkarza, z jakim pracował. W Warszawie zastępował mu ojca. Tę konkurencję wytrzymywał jedynie pomocnik Josef Masopust. Pomniki obydwu stoją dziś obok stadionów, których byli bohaterami: Dukli w Pradze i Legii w Warszawie.
Bodaj najważniejszą decyzją Vejvody było znalezienie Kazimierzowi Deynie pozycji na boisku, odpowiedniej dla jego talentu i możliwości: z napastnika zrobił z niego rozgrywającego. Po latach okazało się, że jednego z najlepszych na świecie.
Czech opuścił Warszawę po zdobyciu mistrzostwa w roku 1969, jednak powrócił tu na lata 1973 – 1975. Ale to już była inna Legia. Choć z kilkoma utytułowanymi graczami, to jednak nie taka sama jak za pierwszym razem.
Jaroslav Vejvoda zmarł w Pradze 29 lipca 1996 roku.
Stefan Szczepłek