Maciej Szczęsny – bramkarz honorowy
28 czerwca 1965 roku w Warszawie urodził się Maciej Szczęsny. Rekordzista pod jednym względem: został pięć razy mistrzem Polski w barwach czterech różnych klubów: Legii (1994, 1995), Widzewa (1997), Polonii (2000) i Wisły Kraków (2001). Zaczęło być o nim głośno, kiedy w drugiej połowie lat osiemdziesiątych trener Wojciech…
28 czerwca 1965 roku w Warszawie urodził się Maciej Szczęsny. Rekordzista pod jednym względem: został pięć razy mistrzem Polski w barwach czterech różnych klubów: Legii (1994, 1995), Widzewa (1997), Polonii (2000) i Wisły Kraków (2001).
Zaczęło być o nim głośno, kiedy w drugiej połowie lat osiemdziesiątych trener Wojciech Łazarek powołał go do kadry narodowej przed meczem z Koreańską Republiką Ludowo-Demokratyczną. Szczęsny bronił wtedy bramki drugoligowej Gwardii, a trenował go Zbigniew Pocialik. Mecz był szczególny, bo Łazarek sprawdził w nim 21 zawodników, w tym dwóch bramkarzy: Henryka Bolestę i Jacka Kazimierskiego. A na ławce zostało dwóch kolejnych: Maciej Szczęsny i Józef Wandzik.
Jakkolwiek by było, niecały rok później, latem 1987, Szczęsny został zawodnikiem Legii. Wraz ze Zbigniewem Robakiewiczem rywalizował o miejsce po Jacku Kazimierskim. Kiedy Legię prowadzili Jerzy Engel i Lucjan Brychczy – grał Szczęsny. Kiedy przyszedł Andrzej Strejlau – do bramki wszedł Robakiewicz. Przyszedł Rudolf Kapera – wrócił Szczęsny. Wrócił Brychczy – znów postawił na Robakiewicza. Władysław Stachurski się wahał, więc grali na zmianę, „ze wskazaniem” na Maćka.
To on bronił bramki Legii w meczach pucharowych z Aberdeen i Sampdorią. Kiedy jednak w 86. minucie pojedynku w Genui nie opanował nerwów i poturbował prowokującego go Roberta Manciniego – został ukarany czerwoną kartką. W tej sytuacji z Manchesterem Utd grał Robakiewicz, na Old Trafford bronił znakomicie i teraz on „wszedł do klatki”. Janusz Wójcik i Paweł Janas nie zmienili tego układu. Maciej Szczęsny wrócił na stałe dopiero od sezonu 1995/96, czyli we właściwym momencie. Zagrał bowiem w Lidze Mistrzów. W następnym roku powtórzył ten wyczyn już w barwach Widzewa. Po roku przerwy, spowodowanej kontuzją (ostry atak Cezarego Kucharskiego) wrócił do stolicy, ale już na Konwiktorską.
W reprezentacji rozegrał tylko siedem meczów (1991 – 96), ale u czterech selekcjonerów (Andrzej Strejlau, Henryk Apostel, Władysław Stachurski, Antoni Piechniczek). Miał prawo uważać się za najlepszego bramkarza w Polsce, więc kiedy na Wembley Antoni Piechniczek wstawił do bramki nie jego, a Andrzeja Woźniaka, ujął się honorem i zrezygnował z gry w kadrze. W tamtych czasach to było niepojęte.
Maciej Szczęsny miał zawsze „swój” honor, co sprowadzało na niego kłopoty. Powiedział co myśli o szowinistycznej części kibiców Legii, więc ci, podczas meczu z Widzewem w Łodzi obrzucili jego pole karne racami. Starł się z kibicem w Stalowej Woli, co doprowadziło nawet do procesu sądowego. Publicznie, przed kamerami telewizyjnymi oskarżył sędziego, że odebrał we Wronkach punkty Polonii (akurat tam, w pewnym okresie mogło tak być). Po zakończeniu kariery został komentatorem telewizyjnym. Jego opinie doprowadzały czasami kibiców do białej gorączki. Być może dlatego, że nie bał się mówić prawdy, a za jego poczuciem humoru nie każdy nadążał.
Jest zapalonym motocyklistą, znawcą win, jazzu, fotografem, specjalizującym się w zdjęciach jazzmanów. Wystawa jego dzieł znalazła się na Stadionie Narodowym.
Losy Maciej Szczęsnego potoczyłyby się być może zupełnie inaczej, gdyby w roku 1991 był w zarządzie Legii ktoś z wyobraźnią futbolową i zmysłem do interesów. Właśnie wtedy na Łazienkowską przyszła z Manchesteru Utd. oferta transferu dla Szczęsnego. Legia nawet na nią nie odpowiedziała. Bramkarz został w Polsce, a Anglicy zatrudnili Petera Schmeichela.
Maciej miał pecha. Co jemu się nie udało teraz realizuje jego syn – Wojciech.
Stefan Szczepłek