Piotr Mowlik – Cichy Piotruś
21 kwietnia 70 urodziny obchodzi Piotr Mowlik, który w latach 1971 – 1977 bronił bramki Legii w 131 meczach ligowych. Przyszedł do Warszawy z Unii Racibórz, jako potencjalny następca Władysława Grotyńskiego. Ale takich „następców” Legia już oglądała, albo próbowała. W sezonie 1970-71, a więc poprzedzającym debiut Mowlika w drużynie…
21 kwietnia 70 urodziny obchodzi Piotr Mowlik, który w latach 1971 – 1977 bronił bramki Legii w 131 meczach ligowych.
Przyszedł do Warszawy z Unii Racibórz, jako potencjalny następca Władysława Grotyńskiego. Ale takich „następców” Legia już oglądała, albo próbowała. W sezonie 1970-71, a więc poprzedzającym debiut Mowlika w drużynie grało trzech bramkarzy: Władysław Grotyński, Zygmunt Kalinowski i Jan Tomaszewski. Na różnych etapach swoich karier sami reprezentanci Polski.
Z Grotyńskim Mowlik minął się w drzwiach. Musiał walczyć o miejsce z dwoma pozostałymi. Kalinowski był najmniej odporny psychicznie i odpadł z rywalizacji. Tomaszewski na pewno biłby się do upadłego, gdyby nie kilkanaście najczarniejszych dni w jego karierze: mecz z Niemcami na Stadionie Dziesięciolecia i pucharowy Legii z Rapidem. W Bukareszcie Mowlik wszedł do bramki w 30. minucie, po tym jak „Tomek”wpuścił trzy gole w sześć minut. Wiadomo było, że jego jego krótki czas na Łazienkowskiej dobiegł końca. Po zakończeniu sezonu przeniósł się do ŁKS, gdzie doczekał się wyjątkowych i zasłużonych zaszczytów.
Piotr Mowlik był podstawowym goalkeeperem Legii przez sześć sezonów. W roku 1973 zdobył z nią Puchar Polski, co zapisano szczególnie na jego konto. Po bezbramkowym remisie z Polonią Bytom, w serii jedenastek wyszedł obronną ręką przy aż trzech próbach polonistów (słupek, obrona, aut). Niepowodzenie przyszło w najmniej spodziewanym momencie. W kadrze na mistrzostwa świata w RFN znaleźli się ci, z którymi wygrał rywalizację w Legii: Tomaszewski i Kalinowski. Na największy sukces musiał czekać jeszcze dwa lata. Nie tylko pojechał na igrzyska do Montrealu, ale w meczu finałowym zastąpił Tomaszewskiego. W okolicznościach podobnych, jak kiedyś w Bukareszcie. Polska przegrała z NRD 1:3, on wpuścił jedną bramkę i został wicemistrzem olimpijskim.
Po powrocie z igrzysk poleciał z Legią na kilka meczów do Egiptu. Odniósł tam kontuzję, która wyeliminowała go z gry na kilka miesięcy. Zastępował go, i to z bardzo dobrym skutkiem, Krzysztof Sobieski. Mowlik był jednym z ulubionych graczy Andrzeja Strejlaua, który powoływał go systematycznie do reprezentacji młodzieżowej. Dopóki Strejlau pracował przy Łazienkowskiej, Mowlik mógł być spokojny. Do czasu. Czarny dzień nadszedł w kwietniu 1977 roku. Do Warszawy przyjechał Górnik Zabrze. Gra była wyrównana, Mowlik bronił pierwszy raz po przerwie, już nie tak pewnie jak w czasach, kiedy jego pozycja była niezagrożona. Wystarczył jeden strzał Jerzego Radeckiego z rzutu wolnego. Mowlik wyciągnął się, ale zabrakło mu pięciu centymetrów żeby wybić piłkę. Miał 178 cm wzrostu, a to bramkarza nieco ogranicza. Po tym strzale, dającym zwycięstwo Górnikowi, Kazimierz Deyna tylko machnął wściekle ręką. Taki gest oznaczał, że chociaż Piotrek Mowlik, człowiek cichy, spokojny i niekonfliktowy był w Legii bardzo lubiany, to jednak już w niej nie pozostanie.
Wyjechał do Poznania, w barwach Lecha zdobył mistrzostwo Polski (1983). Grał w reprezentacji za czasów Ryszarda Kuleszy. Nie pokonali go m.in.: Roberto Bettega i Paolo Rossi z Włoch, Kenny Dalglish i Joe Jordan ze Szkocji, a udało się to Zico w meczu z Brazylią i Diego Maradonie w Buenos Aires.
Piotr Mowlik wystąpił w pożegnalnym meczu Włodzimierza Lubańskiego na Stadionie Śląskim z Czechosłowacją. Znalazł się też w kadrze na mundial w Hiszpanii (obok Józefa Młynarczyka i Jacka Kazimierskiego), ma więc medal za trzecie miejsce. W latach 1974-1981 wystąpił w 21 meczach reprezentacji.
Kończył karierę w Stanach Zjednoczonych. W Pittsburgh Spirit zastąpił… Krzysztofa Sobieskiego. Grał natomiast ze Stanisławem Terleckim, Zdzisławem Kapką, Januszem Sybisem i prawym obrońcą Legii, swoim szwagrem Adamem Topolskim. Piotr Mowlik, świetny bramkarz, był jedną z najsympatyczniejszych postaci, jakie przeszły przez Łazienkowską.
Stefan Szczepłek