II liga – Radomiak idzie jak burza
Nie było niespodzianki w drugoligowych derbach Mazowsza. Legionovia nie sprostała idącemu od początku sezonu jak burza Radomiakowi, przegrywając na swoim boisku 0:1. Dla podwarszawskiego zespołu była to już czwarta porażka z rzędu, a radomscy piłkarze z kompletem zwycięstw, tylko gorszym stosunkiem bramek ustępują miejsca prowadzącej w tabeli Warcie Poznań.
Na początku spotkania groźnie z rzutu wolnego strzelał kapitan Legionovii Mikołaj Grzelak, ale piłka minęła słupek bramki strzeżonej przez Huberta Gostomskiego. Po chwili Damian Jakubik z Radomiaka trafił w słupek. Po dziesięciu minutach gry na stadion dotarli kibice z Radomia. Niesieni dopingiem piłkarze gości szybko objęli prowadzenie. Składną, kombinacyjną akcję wykończył Brazylijczyk Leandro, wykorzystując dokładne podanie Macieja Filipowicza. Bardzo dobrze w środku pola spisywała się też trójka pomocników Radomiaka: Hiszpan Simon Colina, Słowak Peter Mazan i reprezentant Gwadelupy Matthieu Bemba. W drużynie gospodarzy wyróżniał się Mateusz Żebrowski, inicjujący groźne akcje prawym skrzydłem. Po przerwie grę w znacznym stopniu utrudniały nasilające się opady deszczu, a piłkarze mieli kłopoty z utrzymaniem równowagi na śliskiej murawie. Legionowianie mogli wyrównać w ostatniej akcji meczu, kiedy po zagraniu Przemysława Rybkiewicza strzelał Filip Kowalczyk, ale piłka poszybowała nad bramką.
Znicz Pruszków zremisował na wyjeździe z Błękitnymi Stargard 1:1. Po bezbramkowej pierwszej połowie, gospodarze uzyskali prowadzenie w 60. minucie z rzutu karnego wykorzystanego przez Tomasza Pustelnika. Miejscowi próbowali jeszcze podwyższyć wynik, ale dwukrotnie trafiali w poprzeczkę. W 80. minucie bramkarz Znicza Piotr Misztal z poświęceniem interweniował w sytuacji sam na sam z napastnikiem Błękitnych, który atakował zbyt brutalnie, za co otrzymał czerwoną kartkę. Miejsce kontuzjowanego Misztala między słupkami zajął rezerwowy Michał Olczak, a podrażnieni pruszkowianie przebudzili się z marazmu i zaczęli groźnie atakować. Przyniosło to efekt w postaci wyrównującej bramki Marcina Rackiewicza. Przy lepszej precyzji nasi piłkarze mogli nawet wygrać to spotkanie, ale bramkarz Błękitnych Mariusz Rzepecki nie pozwolił już się po raz drugi zaskoczyć.
(mf)