Witold Dłużniak – chłopak z sąsiedztwa
6 lutego 1936 r. urodził się Witold Dłużniak. Mój pierwszy trener i przewodnik po świecie wielkiego futbolu. Kiedy w roku 1964 podpisałem zgłoszenie do klubu Hutnik Falenica, Witold Dłużniak już tam był. Dla takich piętnastolatków jak ja to był ktoś: były środkowy napastnik Polonii i Warszawianki. To się liczyło,…
6 lutego 1936 r. urodził się Witold Dłużniak. Mój pierwszy trener i przewodnik po świecie wielkiego futbolu. Kiedy w roku 1964 podpisałem zgłoszenie do klubu Hutnik Falenica, Witold Dłużniak już tam był.
Dla takich piętnastolatków jak ja to był ktoś: były środkowy napastnik Polonii i Warszawianki. To się liczyło, bo na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych to były kluby nie byle jakie. Każdy chłopak z Warszawy i okolic chciał grać w Legii, bo tam była wielka piłka, lub Polonii – bo to nobilitowało.
Ale starsi piłkarze też traktowali go z szacunkiem. Był „chłopakiem z sąsiedztwa”, z linii otwockiej, który się wybił ponad podwarszawskie kompleksy. Kończył liceum w Falenicy, po którym studiował ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim. Imponował chłopakom także tym, że bardzo dużo czytał, znał wszystkie filmy, wyświetlane nie tylko w falenickim kinie „Szpak”, ale i tych większych, w Warszawie. Słuchał jazzu i miał bogatą kolekcję płyt. Pokazywał, że zainteresowania piłkarza nie muszą ograniczać się do prostokąta boiska.
Salon fryzjerski jego ojca – Feliksa Dłużniaka pełnił rolę towarzyskiego klubu kibiców Hutnika. Pod pretekstem strzyżenia i golenia panowie przychodzili w poniedziałek, żeby pogadać o meczach Hutnika Falenica (i przy okazji pokadzić panu Feliksowi, że jego syn „znowu był najlepszy”), Józefovii, Radości, ZWAR-u Międzylesie i OKS Otwock.
W roku 1966 Hutnik awansował do A-klasy właśnie po decydującym meczu z Otwockiem. W tej drużynie grali m.in. mój brat Janek Szczepłek, który cztery lata wcześniej w barwach Legii został wicemistrzem Polski juniorów oraz Leszek Łopaciński, który wkrótce trafi do pierwszoligowej Gwardii, a przez lata będzie zawodnikiem Polonii.
Pan Witek pochodził wprawdzie z Falenicy, ale w porównaniu z nami należał już do wielkiego świata. Bywał za granicą, znał osobiście znanych piłkarzy. Kiedy opowiadał o spotkaniu z Georgem Bestem na lotnisku w Wiedniu czy jak zbierał „prawdziwki jak talerze” w letniej rezydencji króla Szwecji w Sofiero – w otwarte z wrażenia usta mogły nam wpadać muchy.
Myśmy grali dla niego. A potem nasz trener poszedł jeszcze dalej. Został pracownikiem KC PZPR i dostał gabinet w „Domu Partii” na rogu Alei Jerozolimskich i Nowego Świata. Miał otwartą głowę. Po dojściu do władzy Edwarda Gierka, wraz z kilkoma rówieśnikami (m.in. z Jackiem Gmochem) stworzył koncepcję reorganizacji piłki nożnej w Polsce.
Plany się powiodły, czego dowodem były sukcesy reprezentacji Kazimierza Górskiego. Na mistrzostwa świata do Niemiec Witold Dłużniak pojechał jako wiceprezes PZPN do spraw szkolenia. W ten sposób Falenica zapisała się w najpiękniejszej historii polskiego futbolu. A kiedy Polacy zdobywali medal, pokonując Brazylię, ja już siedziałem na trybunach stadionu Olimpijskiego w Monachium, bo w roku 1974 zaczynałem w tygodniku „Piłka Nożna” swoją dziennikarską pracę. Moje marzenia spełniały się m.in. dzięki trenerowi, który pozostał dla mnie i wielu z nas, falenickich chłopaków – „Panem Witkiem”.
Witold Dłużniak został później prezesem Polskiego Związku Kolarskiego. Przede wszystkim jednak stworzył Polski Komitet Paraolimpijski, a przez dwadzieścia lat stał na czele Polskiego Związku Niepełnosprawnych Start. Był szefem misji paraolimpijskich na czterech igrzyskach olimpijskich. Ostatnie lata życia spędził w Wiśle. Zmarł w Cieszynie 11 marca 2013 roku. Został pochowany na cmentarzu w Wiśle. Pojechaliśmy na pogrzeb z kilkoma chłopakami z dawnego Hutnika Falenica, klubu, którego już nie ma.
Stefan Szczepłek